Znikające płyty w naturze i w dokumentacji przetargowej
Czy PLK konsultowało to posunięcie ze służbami ratowniczymi aby zagwarantować bezpieczeństwo i skuteczność działań ratunkowych?
Od 2015 roku brak płyt betonowych na naszym przejściu (ściśle: przejeździe) kolejowym uniemożliwia zarówno pieszym, jak i strażakom sprawne przekroczenie torów. Płyty zostały uwzględnione w dokumentacji przetargowej (na poniższym projekcie oznaczone jako 'Płyty typu „Mirosław Ujski”’). Niestety, nawet z tej opcji zrezygnowano na dalszym etapie realizacji remontu.
Półtora-godzinna akcja gaszenia niewielkiej ilości śmieci i liści (niewielkiej z punktu widzenia pożaru, tych śmieci w ogóle tam nie powinno być…) i przekopywanie nasypu kolejowego żeby przeprowadzić wąż przypomina, że spiętrzenie absurdów w kwestii tej bariery kolejowej wchodzi na coraz wyższy poziom.
Kwestie dostępu dla służb jako Inicjatywa obywatelska „Przejście do Olszynki” oczywiście podnosiliśmy w przeszłości. W natłoku innych argumentów, w szczególności kwestii bezpieczeństwa pieszych, ten argument za utrzymaniem przejścia wydawał się mało znaczący.
W przypadku modernizacji linii kolejowej i usunięcia istniejących ciągów komunikacyjnych, instytucją odpowiedzialną za zapewnienie przejezdności służb ratowniczych jest PLK. Instutcja ta musi zapewnić odpowiednie objazdy i inne sposoby dotarcia do miejsca zdarzenia dla służb ratowniczych, które dotąd korzystały z likwidowanych ciągów komunikacyjnych. W tym celu PLK współpracuje ze służbami ratowniczymi oraz innymi podmiotami odpowiedzialnymi za modernizację linii kolejowej i usuwanie ciągów komunikacyjnych, aby zagwarantować bezpieczeństwo i skuteczność działań ratunkowych. Czy tak było w naszym przypadku? Niesety, niełatwą odpowiedź na to pytanie komplikuje dodatkowo fakt, że trudno ustalić kiedy dokładnie przejścia zostały zlikwidowane formalnie, a stało się to na długo przed usunięciem płyt.
Mamy smutne wrażenie, że merytoryczne argumenty już dawno przestały grać rolę w naszej sprawie. Jako strona społeczna stosunkowo dobrze się rozumiemy w rozmowach ze specjalistami z regionalnego oddziału PLK czy ZDM. Niestety decyzje w sprawie naszych przejść, jakich w polsce przecież zapewne jest tysiące, są podejmowane na poziomie centralnego biura zarządu PLK. O sprawie wiedzą też urzędnicy z ministerstwa infrastruktury. Być może to ich niechęć do władz lokalnych powoduje, że mamy tu grę na czas i brak skutecznych posunięć. Dostajemy pisma z centrali PLK, z których nic konstruktywnego dla sprawy nie wynika. Nawet tacy laicy jak my widzimy, że argumenty centrali odwołujące się do przepisów są nietrafione a reszta argumentacji bywa sprzeczna z argumentacją wcześniej wyrażoną w formie pism przez lokalne biuro PLK, które przecież najlepiej zna sprawę. Inaczej niż polityką nie potrafimy takiego stanowiska wytłumaczyć. Sprawę najpierw zaniedbali nasi lokalni politycy, a teraz być może cynicznie chcą to wykorzystać ich przeciwnicy.